Archives for: czerwiec 2011

Muzeum Kolejnictwa i problemy z PKP Nieruchomości. Mała sprawa (?) – duży post

W ostatnich dniach w kilku miejscach czytałam o grożącej Muzeum Kolejnictwa w Warszawie eksmisji. Doniósł o tym m.in. TVN Warszawa i Wiadomości 24.

W skrócie chodzi o to, że PKP Nieruchomości złożyło wniosek w sądzie o wydanie nieruchomości, w której mieści się Muzeum Kolejnictwa. Nieruchomość w 1995 roku w wieczyste użytkowanie przekazał PKP (PKP czy PKP Nieruchomości?) wojewoda mazowiecki, a Muzeum stara się o unieważnienie tej decyzji (od stycznia 2010 roku – wtedy złożono taki wniosek w Ministerstwie Infrastruktury, w którego gestii jest rozpatrzenie tego wniosku -, choć umowa na użyczenie tego tereniu wygasła w sierpniu 2009 roku). Do tej pory nie udało się ani rozpatrzyć wniosku, ani dojść do tego, kto ma i jakie prawa do nieruchomości, ani też wypracować kompromisu między Muzeum a PKP Nieruchomości (np. przeprowadzka do innej, proponowanej przez PKP Nieruchomości, lokalizacji; muzeum „nie dopuszcza myśli o eksmisji” – jak podał TVN Warszawa w internetowym serwisie, podobnie wicemarszałek województwa, Marcin Kierwiński z PO). Dokładnie te same słowa i te same informacje trafiły do Wiadomości 24.

Co będzie z Muzeum Kolejnictwa? Trochę dziwi niefrasobliwość, z jaką publicznie wypowiada się na temat przyszłości sporu dyrektor Muzeum, Ferdynand Ruszczyc:

To będzie proces na lata – mówi spokojnie Ferdynand Ruszczyc, dyrektor muzeum. – Skierowaliśmy do sądu wniosek o zawieszenie postępowania do czasu rozstrzygnięcia sprawy przez ministra infrastruktury – dodaje dyrektor.

Nawet jeśli znamy problemy opieszałości sądów w Polsce, nawet jeśli wiemy, że sprawy ciągną się latami, to publiczne mówienie tego, a – jak wynika ze słów dyrektora – przyjęcie strategii „na przeczekanie”, trochę dziwi. Z drugiej strony zastanawiam się, co dyrektor mógłby innego zaproponować, jaką rzeczywiście strategię mógłby przyjąć i o czym powiedzieć publicznie?

Słowa, przynajmniej te, które trafiły do przekazu publicznego, świadczą przeciwko Muzeum. Pojawia się pytanie, dlaczego Muzeum dopiero w 2010 roku złożyło wniosek o rozpatrzenie problemu własności czy też użytkowania nieruchomości, w której ma siedzibę, choć umowa z PKP (PKP czy PKP Nieruchomości? – pytam, bo pewnie z innym podmiotem Muzeum podpisywało umowę, a z innym ma teraz do czynienia) wygasła już w sierpniu 2009 roku. Czy nie jest to drobne niedopatrzenie? Także słowa dyrektora przytoczone i skomentowane wcześniej świadczą przeciwko Muzeum – brak pomysłu na rozwiązanie problemu, strategia „na przeczekanie”, wszystko to daje fory adwersarzom, w tym przypadku PKP Nieruchomości, które skarży się na brak chęci do rozmów po stronie Muzeum.

Nie trzeba wielkich zdolności analitycznych, by uznać, że doniesienia medialne w tym temacie nie sprzyjają Muzeum, stawianemu w niezbyt korzystnym świetle. Audiatur et altera pars, popatrzmy, co Muzeum Kolejnictwa ma do powiedzenia w tej sprawie. Wklejam w całości oświadczenie Muzeum, bo posłuży do dalszych rozważań nad tematem – niby błahym, a jednak sensacyjnym w jakiś sposób, przynajmniej w nudnym, wydawałoby się, muzealnym świecie.

Muzeum ZAGROŻONE / problemy z PKP Nieruchomości

Polskie Koleje Państwowe S.A. wystąpiły do Sądu Okręgowego w Warszawie z pozwem przeciwko Muzeum Kolejnictwa o wydanie nieruchomości i budynków Dworca Głównego oraz nakazanie opuszczenia tychże przez Muzeum Kolejnictwa w terminie 7 dni od dnia uprawomocnienia się wyroku w tej sprawie.

Muzeum Kolejnictwa nie zgadza się na powyższe i złożyło odpowiedź na pozew, podnosząc m.in. , że PKP S.A. zlekceważyło fakt , że w chwili obecnej przed Ministrem Infrastruktury, toczy się postępowanie z wniosku Marszałka Województwa Mazowieckiego o stwierdzenie nieważności decyzji Wojewody Warszawskiego stwierdzającej nabycie przez PP „Polskie Koleje Państwowe” prawa użytkowania wieczystego spornego gruntu , który stanowi własność Skarbu Państwa.

Podobnie ma się problem wpisania budynku Dworca Głównego do rejestru zabytków. Postępowanie w tej sprawie trwa.

PKP S.A. ignoruje też fakt, że jest sygnatariuszem porozumień z Marszałkiem Województwa Mazowieckiego, których celem było zabezpieczenie Muzeum Kolejnictwa będącego muzeum rejestrowym, przed sytuacją, pozostania bez siedziby i miejsca, na którym mogłyby być eksponowane i przechowywane bezcenne zbiory muzealne. W porozumieniu zawartym przez PKP S.A. oraz Marszałka Województwa Mazowieckiego (będącym organem założycielskim Muzeum) w 2008 r. uzgodniono, że opuszczenie przez Muzeum obecnej lokalizacji przy ul. Towarowej 1 uzależnione jest od zapewnienia Muzeum nowej lokalizacji. Powyższe zapewnienia pozwoliły Muzeum na dokonanie szeregu nakładów o znacznej wartości, zarówno na odbudowę infrastruktury Muzeum jak też na renowacje i konserwacje bezcennych zabytków. Do dzisiaj nie ma jednak jednoznacznych decyzji w tej sprawie.

Złożenie w tej sytuacji przez PKP S.A. oświadczenia o natychmiastowym wypowiedzeniu umowy użyczenia z dnia 6 grudnia 1996 roku oraz nakazanie Muzeum wyprowadzenie eksponatów w ciągu zaledwie miesiąca, a następnie złożenie pozwu do sądu pozostaje w jawnej sprzeczności z zasadami współżycia społecznego.

PKP S.A. doskonale sobie zdaje sprawę, że ze względu na liczbę eksponatów, ich gabaryty (parowozy, lokomotywy), brak zamiennego miejsca do którego mogłyby one zostać przeniesione, konieczność załatwienia szeregu czynności formalnoprawnych, w celu uzyskania zgodny na zmianę lokalizacji zabytku, konieczność uzgodnienia i zapewnienia transportu taboru, ogromne koszty związane z transportem takich eksponatów – zachowanie przez Muzeum terminu opuszczenia dotychczasowej siedziby zawsze pozostanie nierealne.

Oczywiście nie bez znaczenia dla oceny postępowania PKP S.A. są następujące fakty:
a/ Muzeum Kolejnictwa w Warszawie powstało i długo funkcjonowało w strukturach Grupy PKP, a obecnie jako samorządowa instytucja kultury, prowadzi działalność mająca na celu zachowanie spuścizny po kolejnictwie w ogóle,
b/wypowiedzenie zostało dokonane bez jakichkolwiek konsultacji w tym zakresie z organem założycielskim Muzeum tj. Marszałkiem Województwa Mazowieckiego, szczególnie w kontekście zawartego przez PKP S.A. i Marszałka porozumienia z dnia 16 października 2008 roku.

Obecna sytuacja, w jakiej znalazło się Muzeum, paradoksalnie jest dla jego Dyrektora bodźcem do działania, który szuka pomysłu na ocalenie placówki w dotychczasowej lokalizacji. Jednym z takich pomysłów jest stworzenie na terenie zajmowanym przez Muzeum przestrzeni wystawienniczo-komercyjnej. Dobrym przykładem takiego rozwiązania jest Warszawa Wileńska – centrum handlowe, a obok czynny dworzec. Tu zamiast dworca byłoby czynne muzeum. Muzeum ma już takie projektowe propozycje, można je obejrzeć na stronie internetowej ww.muzkol.pl.

Budujący jest fakt, że przestrzeń muzealna stała się też inspiracją dla młodych architektów. Na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej powstała praca pt. „Koncepcja zagospodarowania rejonu dawnego Dworca Warszawa Główna jako przykład rewitalizacji zdegradowanych terenów pokolejowych”.

Choć PKP S.A. ma inne plany (dziwne, niezrozumiałe, idące w kierunku zniszczenia własnego dziedzictwa) Muzeum istnieje i aktywnie działa. Tylko w Nocy Muzeów 2011 Muzeum Kolejnictwa odwiedziło 8 303 osoby, z nowej propozycji – muzealnych lekcji edukacyjnych skorzystało już ok. 2.500 uczestników , a podczas V Dni Techniki Kolejowej , które były prawdziwym świętem rodzinnym, Muzeum gościło blisko 1.500 dzieci z rodzicami. Dynamiczny rozwój Muzeum , szczególnie po 2009 roku, napawa optymizmem. Rok 2011 to dla Muzeum Kolejnictwa rok jubileuszy: 80-lecia powstania Muzeum Kolejnictwa w Warszawie oraz 25. rocznica utworzenia jego Oddziału Muzeum Kolei Wąskotorowej w Sochaczewie. Patronat nad ich obchodami objęli Minister Infrastruktury Pan Cezary Grabarczyk, Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Pan Bogdan Zdrojewski oraz Marszałek Województwa Mazowieckiego Pan Adam Struzik. Może PKP S.A do nich dołączy i wycofa się z pomysłu likwidacji tej tak ważnej dla kultury narodowej i samego kolejnictwa placówki muzealnej ?

Czego dowiadujemy się z oficjalnego oświadcznia Muzeum w tej sprawie:

1. Umowa użyczenia między PKP S.A. a Muzeum Kolejnictwa datuje się na 6 grudnia 1996 roku .

2. Sygnatariuszami porozumień dotyczących siedziby Muzeum było PKP S.A., zainteresowane Muzeum i Marszałek Województwa Mazowieckiego (organ założycielski), a celem tych porozumień było zabezpieczenie siedziby Muzeum.

3. Na podstawie tych porozumień Muzeum poczyniło znaczne nakłady „na odbudowę infrastruktury Muzeum”.

4. PKP S.A. wysunęło żądanie wyprowadzenia się Muzeum w ciągu miesiąca, co „pozostaje w jawnej sprzeczności z zasadami współżycia społecznego”.

5. Wypowiedzenie nie konsultowano z organem założycielskim Muzeum – Marszałkiem Województwa Mazowieckiego.

6. Powstaje projekt zagospodarowania przestrzeni zajmowanej cały czas przez muzeum, gdyż  „paradoksalnie” sytuacja ta jest „bodźcem do działania”.

7. Powstają prace urbanistyczne poświęcone rewitalizacji obszaru dawnego dworca Warszawa Główna.

8. PKP S.A. ma plany „dziwne, niezrozumiałe, idące w kierunku zniszczenia własnego dziedzictwa”.

9. Muzeum Kolejnictwa aktywnie działa, ma osiągnięcia, o czym świadczy podana frekwencja, liczba lekcji muzealnych, zaangażowanie polityków.

To fakty, a teraz moja interpretacja (jestem krytyczna, jestem nawet bardzo krytyczna…):

Uwaga ogólna: nie mamy pojęcia, z którą spółką w Grupie PKP mamy do czynienia: PKP S.A., PKP Nieruchomości? Proste „PKP” w doniesieniach jest redukcją, która może sprowadzić na manowce tych, którzy poświęcą parę minut na zastanowienie się nad problemem. Samo Muzeum w oficjalnym dokumencie opublikowanym w internecie pisze o problemach z PKP Nieruchomości, a w dokumencie posługuje się odniesieniem do PKP S.A.

ad 1. Wierzę Muzeum, że Umowa użyczenia jest tak datowana; w doniesieniach medialnych była mowa o roku 1995. Muzeum zyskuje na wiarygodności, bo podaje konkretną datę w oficjalnym oświadczeniu

ad 2. Zabezpieczenie siedziby Muzeum nie znaczy pozostawienie Muzeum w tym samym miejscu. Jeżeli, zgodnie z doniesieniami medialnymi, PKP proponowało inne lokalizacje dla Muzeum, to może trzeba było je rozważyć? Oczywiście, Dworzec Główny w Warszawie to miejsce wymarzone na muzeum…

ad 3. Nigdy, w żadnych sporach o nieruchomości czy grunty, nakłady najemcy nie są brane pod uwagę, o ile nie zapisano tego inaczej w umowie. Rzadko kiedy właściciel zgadza się na to, by refundować koszta remontów czy dodatkowych usprawnień ponoszonych przez najemcę. Nie wiemy w tym przypadku, co zapisano w umowie czy też porozumieniu (czy, btw, to jest to samo?).

ad 4. Wysunięcie takie żądania jest skazane na niemożność wprowadzenia go w życie. Proszę wskazać instytucję, która będzie w stanie wyprowadzić się w ciągu miesiąca…Czy jest to naruszenie zasad współżycia społecznego? Trudno oceniać takie sformułowanie; raczej upierałabym się przy niewykonalności takiego żądania.

ad 5. Czy wypowiedzenie powinno być w tej sytuacji konsultowane z organem założycielskim? Dobre pytanie, chciałabym to wiedzieć.

ad 6. Muzeum się pogrąża: to znaczy, że plan działań powstaje ad hoc, w sytuacji zagrożenia. Swoją drogą cały ten akapit jest trudny do zrozumienia, o co faktycznie chodzi – Muzeum powołuje się na centrum handlowe Warszawa Wileńska i tworzy analogię: Muzem – Dworzec Wileński oraz centrum handlowe – ??? Właśnie, co? Także centrum handlowe, które miałoby tam powstać, przy Muzeum, na spornym terenie należącym do PKP? Przyznaję, że jest to trochę fruwanie w obłokach, jaki inwestor zdecydowałby się na stworzenie w tym miejscu centrum handlowego, choć działka, niewątpliwie, jest atrakcyjna. Mam niejasne przeczucie, że chodzi o pokazanie, że Muzeum też ma świetne plany dotyczące tego terenu, w kontekście zagospodarowania przestrzennego miasta w ogóle.

ad 7. Prace urbanistyczne są pracami teoretycznymi. Wspaniale się nimi zachwycać i na nie powoływać, ale (ubolewam nad tym) rzadko zgadzają się z realiami życia i jeszcze rzadziej wprowadzane są w życie. Niestety… Choć tu punkt dla Muzeum, że się na nie powołuje.

ad 8. Bardzo mocne stwierdzenie, tym silniejsze, że można je zestawić z żalami PKP na brak chęci Muzeum do rozmów. To jest jednak typowa argumentacja stosowana w jakichkolwiek dyskusjach: pokazanie, że nasz przeciwnik jest „zły”. PKP powinno dbać o takie muzeum, jak Muzeum Kolejnictwa, ale można to w inny sposób, elegantszy, sformułować.

ad 9. Powołanie się na aktywność Muzeum to wspaniała rzecz i zdecydowanie – tu punkt dla Muzeum.

Podsumowując to oświadczenie, jest ono takie sobie; nie będę liczyć punktów, nie będę zestawiać faktów, tym bardziej, że nie wiem wszystkiego. Skupiłam się na słowach i podanych konkretach lub ich braku. Szkoda, że to oświadczenie wygląda tak, jak wygląda. Po raz kolejny przekonuję się, że rola redaktora (tak tak…) w tworzeniu różnego rodzaju pism jest nie do przecenienia.

Szkoda, jak napisałam, bo stoję całym sercem po stronie Muzeum.

Dostrzegam tu jeszcze jeden drobiazg, może się czepiam, może zasłużę na sąd. Otóż dyrektorem Muzeum Kolejnictwa jest pan Ferdynand Ruszczyc, czyli były dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie. Zupełnie nie będę się odnosić do sprawy jego odwołania z tej instytucji (choć potem Muzeum Narodowe wkroczyło na ścieżkę krętą i ciemną), raczej chcę zwrócić uwagę na problem dyrektorstwa. Jak już ktoś zostanie dyrektorem, to nim musi być. Najlepiej dożywotnio. W jednej instytucji – to jasne, ale jeśli się w jednej nie da – to w kilku. Wybór wprawdzie przebiega inaczej, ale to niemal jak papież: raz zostaniesz, nigdy Cię nie zdejmą, a w przypadkach wyjątkowych będą przedłużać, choć wiek emerytalny dawno osiągnięty.

Nie mam nic przeciwko emerytom, ale instytucja, by żyć, by zmieniać się, potrzebuje nowych impulsów, dlatego kadencyjność (po pierwsze) i ograniczenie liczby kadencji (po drugie), respektowanie wieku emerytalnego (po trzecie) są tak ważne i liczę na to, że w dyskusji, która toczy się w tej chwili na temat nowych regulacji w zakresie kultury ten problem zostanie rozwiązany. Kadencyjność (i ograniczenie ich liczby) nie tylko spowoduje, że ruch w kulturze będzie większy, ale również zweryfikuje „zawodowych dyrektorów”. Dla ludzkiej psyche niewątpliwie trudne jest przyjęcie nieraz do wiadomości, że się już nie awansuje, ale będzie się zdegradowanym, może jednak warto czasem pomyśleć o tym, czym tak łatwo szermujemy? Dobro instytucji.

Nie piję bezpośrednio (ani pośrednio!) do dyrektora Muzeum Kolejnictwa – ot tak, temat, który mnie męczy przyszedł mi do głowy a propos. Nie oceniam i nie rzucam podejrzeń. Zastanawiam się. I bardzo mocno ściskam kciuki za Muzeum Kolejnictwa – oby rozwijało się prężnie w tym miejscu czy w jakimkolwiek innym, a jeśli gdzie indziej, to niech przejdzie przez przeciwieństwa losu bez kłopotów.

PS Załączam screen shoty, gdyby przypadkiem wiadomości zniknęły z TVN Warszawa i Wiadomości 24. Przedawnienie wszędzie skutkuje!

Komentarz, cz. 4

Komentarz, cz. 4

Komentarz, cz. 1

Komentarz, cz. 1

Komentarz, cz. 1

Komentarz, cz. 2

Komentarz, cz. 3

Komentarz, cz. 3

LinkedInShare

Cień jazzu, czyli historia jazzu w pięknej technice animacji komputerowej (film): „Silhouettes of Jazz”

Zachwycił mnie ten kilkuminotowy film, pokazujący historię jazzu w sposób – trzeba przyznać – zaskakujący. Nie będę się wymądrzać na temat wykorzystywania w animacji komputerowej techniki cieni, wystarczy obejrzeć krótki filmik temu poświęcony, zajmę się tylko tym, co w Silhouettes of Jazz przekazali nam autorzy i co ja z tego wyciągnęłam.

Strona projektu jest ascetyczna – to tylko „Home – About – Watch”; nie powiem, podoba mi się to – nie można się zgubić, nie trzeba szukać, wiadomo od razu, że zobaczyło się wszystko, co tylko na niej zamieszczono (a to mnie cieszy, bo rzadko kiedy zostawiam coś obejrzane tylko w połowie). Gusta nie podlegają dyskusjom, dlatego łatwo mi napisać, że mnie bardzo się podoba, jak ta strona wygląda.

O samym projekcie jego autorzy piszą, że jest to „wirtualna przechadzka” – mamy więc kolejny termin: do wirtualnych prezentacji, wirtualnych muzeów dołącza wirtualna przechadzka. To ciekawe, że posłużyli się właśnie tym słowem, bo w tym przypadku doskonale można byłoby nazwać to, co zrobili, filmową prezentacją wirtualnego muzeum. Co z tego, że to muzeum nie istnieje – na filmie, w animacji, stworzyli jego wizję, oprowadzili po nim, co więcej, oprowadzili po nim świetnie!

Na filmie pokazano pięć sal, z których każda poświęcona jest jednemu etapowi w ponad stuletniej historii jazzu. Od razu trzeba powiedzieć, że jest to tradycyjne ujęcie chronologiczne. Wyobraźmy sobie zatem, że to, co widzimy na filmie to jedynie zapowiedź obszernego przedstawienia poszczególnych etapów w odpowiedniej sali, a gdy już przyjmiemy tę wizję, film stanie się po prostu doskonałą animacją reklamową wielkiego muzeum jazzu. Kolejne sale (moduły, jak to we współczesnym muzealnictwie lubi się nazywać) to najstarsze pieśni niewolników pracujących w polu („Źródła”), czasy Scotta Joplina („Ragtime”), jazz nowoorleański („New Orleans”), epoka swingu („Swing”) i okres panowania bebopu („Bebop”). Przejścia między salami zauważamy, bo zmienia się muzyka – główny bohater tego nieistniejącego muzeum, pretekst do zabawy cieniami.

O cieniach autorzy napisali tyle, że rzucają je równocześnie trójwymiarowe figurki, tworząc tym samym pełen obraz. Jest w tym także głębsza myśl, ujawniona w ostatnim akapicie krótkiego wprowadzenia:

The reinterpretation of jazz and non-jazz music is crucial in jazz pieces – in the same way, a shadow object can be seen as a 3D interpretation of the desired 2D shadows.

Udany to – według mnie – pomysł, by przejście między 2D a 3D uzasadnić doszukiwaniem się niejazzowych elementów współtworzących muzykę jazzową.

Mogłoby to być muzeum tradycyjne, a film jego reklamą – tak nie jest. Tego rodzaju film wyklucza interaktywność, jest tylko prezentacją wybranego tematu – na tym świat wirtualny nie może poprzestać, dlatego szkoda, że ten projekt na tym się skończył (a może nie skończył się i tylko ja o tym nie wiem?). Pozostaje – jak Stanisława Lema „Wielkość urojona” i „Próżnia doskonała” to zbiór wstępów do nieistniejących książek i recenzji z nich – reklamą nieistniejącego muzeum, które jego organizatorzy, trwając w tradycyjnym układzie sal muzealnych, ułożyli chronologicznie, pozwalając na jedną tylko ścieżkę zwiedzania.

LinkedInShare

Coś dla kociarzy! New Dorling Kindersley Multimedia DK Eyewitness Virtual Reality Cats Popular

Cokolwiek by to nie było, zaintrygowało mnie szalenie. Opis jeszcze bardziej wzmaga moją ciekawość, co to może być?!

Imagine your own virtual museum devoted to cats! Take a guided tour or wander at will through the interactive exhibits in this groundbreaking disk and enter the intriguing world of cats. Kids will have so much fun with Eyewitness Virtual Reality Cat that they won’t even know that it is an educational program!

  • Eyewitness Virtual Reality Cats.
  • Begin a guided tour or wander through the exhibits at your own pace.
  • You will learn about the history of the cat and every cat species, their habitats, personalities, and survival techniques.
  • Witness speeding cheetahs bringing down their prey.
  • Product images may differ from actual product appearance.

 

Niesamowite, prawda? Jest tu wszystko – augmented reality, virtual museum, virtual reality i koty. Żyć nie umierać za jedyne 15,99 USD po zniżce.

Ja tymczasem wybiorę zwykłe, rude, codzienne reality.

LinkedInShare

Panoramiczne zwiedzanie a wirtualne muzeum – kilka słów o Mauzoleum Rumiego w Konyi (Turcja)

Nie uważam panoram za muzea wirtualne, choć często tak się je określa. Dlaczego? To poważna dyskusja o tym, czym w ogóle jest wirtualne muzeum i jeszcze nie zebrałam sił, by napisać, co o tym myślę. Tymczasem wydaje mi się, że panoramy, niezwykle popularne dzięki swojej widowiskowości, to element wirtualnego zwiedzania. Nie załatwiają wszystkiego, nie pokazują wszystkiego, ale są piękne.

Przykład mauzoleum i muzeum Rumiego według mnie zasługuje na kilka słów i rzut okiem, nie tylko ze względu na postać samego Rumiego, ale i na to, jak to miejsce pokazano. Panorama zajmuje fragment ekranu (można przejść do trybu pełnoekranowego) i na dole mamy kilka elementów zasługujących na uwagę: opis obiektów tworzących kompleks muzealny, listę wyboru miejsc, które chcemy zobaczyć w ujęciu panoramicznym i te same miejsca zaznaczone na planie – również tu, klikając na punkty, możemy przejść bezpośrednio do tych panoram. Możemy dzięki temu sami przygotować własną wirtualną wizytę w tych miejscach, które nas interesują, nawet wybrać dzień lub noc, bo dla kilku miejsc przygotowano takie opcje. Brakuje tu paru elementów, które sprawiłyby, że zwiedzanie panoramiczne przekształciłoby się w zwiedzanie wirtualnego muzeum. Choć możemy np. wejść do środka, to nie obejrzymy eksponatów, nie da się kliknąć na nie i przejść do innych form prezentacji poza panoramą.

Rumi należy do świętych sufickich, był teologiem, filozofem, myślicielem, w jakich ten cudowny XIII wiek obfitował – czas już po krucjatach, jeszcze przed renesansem.

Najważniejsze jednak to, że to jeden z najbardziej niezwykłych mistyków w przeszłości. Jego spuścizna jest ważna nie tylko dla islamu, ale i dla wyznawców judaizmu czy chrześcijaństwa. Jego poezja zachwyca do dziś.

wstańcie zakochani i ku niebu lećmy,
widzieliśmy ten świat, ku tamtemu więc lećmy.

[Gazal I]

Miłość mówi: słuszna twa mowa, ale nie patrz na siebie,
jam jest jak wiatr, a tyś jak ogień – to ja wzbudziłam ciebie.

[Gazal XIII]

Rumi założył bractwo wirujących derwiszy. Kto raz ich widział w transie, ten nigdy tego nie zapomni. Mam do dziś przed oczyma widowisko, którego byłam świadkiem w Kairze, w zakamarkach, do których zaprowadziła nas osoba „wiedząca”. Spektakl był darmowy, derwisze tańczyli przed turystami, a jednocześnie odprawiali swój rytuał. A może to taka Cepelia, a tylko wmawiam sobie, że uczestniczyłam w czymś, czego nie da się słowami opowiedzieć, co sprawiło, że świat, uczucia, czas wirowało we mnie jeszcze i pulsowało długo po tym, jak szerokie spódnice wirować przestały, ucichła muzyka kreowana przez bębenki i metalowe kastaniety w dłoniach tańczących?

kto widział taką truciznę i takie lekarstwo, jak flet?
kto widział takiego druha, tak tęskniącego, jak flet?
flet mówi o drodze, która jest drogą krwi,
opowiada o Madżnunie i o jego miłości.*
tylko ten, kto zmysły stracił sens ten pojąć może,
tylko uszom język swój towar sprzedać może.
w smutku naszym dni rachubę czasu postradały,
gdyż dni nasze z naszą rozpaczą razem wędrowały…

[Pieśń fletu]

Flet, to oczywiście nej; o neju po polsku nie znalazłam nic ciekawego, więc z braku laku wikipedia musi wystarczyć.

Za każdym razem, gdy jestem w Turcji, obiecuję sobie, że w końcu kupię nej i będę na nim grać. Nej brzmi tak, że serce pęka i scala się na nowo. Nihavent! – posłuchajcie sami:

i jeszcze tu:

Wracając do muzeum i panoramicznego zwiedzania: można też odwiedzieć muzealną stronę (jakoś dziwnie nie działa mi wersja angielska), a na niej, o ile dobrze rozumiem, obejrzeć np. widoki z kamer zamieszczonych w różnych punktach kompleksu.

Rumiego warto poznać, choćby dzięki panoramicznej przechadzce po jego mauzoleum, ale to powinien być zaledwie początek wielkiej przygody z tym wielkim myślicielem.

LinkedInShare

Wirtualne muzeum powstanie na zgliszczach państwowego bankructwa – przetarg w Grecji

Same ciekawe wieści z frontu greckiej upadłości. Państwo plajtuje, a przetarg płynie dalej – jedyne 813 000 euro ma kosztować wirtualne muzeum oraz programy edukacyjne tworzone na potrzeby Opery Narodowej w Atenach.

Dla ciekawych – tekst po grecku i tłumaczenie (by Google Translator).

Τρεις για την Εθνική Λυρική Σκηνή

Τρεις κοινοπραξίες διεκδικούν το ποσό των 813.000 ευρώ για τη δημιουργία εικονικού εκπαιδευτικού Μουσείου Όπερας κι εκπαιδευτικών προγραμμάτων με τη χρήση Τεχνολογιών Πληροφορίας και Επικοινωνίας (ΤΠΕ).

Πρόκειται για τις ενώσεις εταιρειών zannet/All-Web, ATC/Exodus και PostScriptum/eworx. Στόχος της Εθνικής Λυρικής Σκηνής είναι η δημιουργία ενός εικονικού Μουσείου Όπερας, με έντονα διαδραστικό χαρακτήρα.

 

Three of the National Opera

Three consortia are competing for the amount of 813,000 euros for the creation of virtual educational museum and opera education programs using Information and Communication Technologies (ICTs).

This association of companies zannet / All-Web, ATC / Exodus and PostScriptum / eworx. The aim of the National Opera is to create a virtual museum Opera, with strong interactive character.

Pytanie: czy wiecie, ile normalnie może/powinno kosztować wirtualne muzeum i oprogramowanie (bo rozumiem, że „opera education programs” to software, a nie program ramowy towarzyszący wirtualnemu muzeum) do niego? Czy wiecie, ile kosztuje prosty program prezentujący zbiory w internecie? Czy potraficie sobie wyobrazić, jakiego rzędu kwoty to są? Pewnie nie. Więc powiem wam, że to jest przepiękny przykład na to, dlaczego Grecja bankrutuje, bo przetarg powinien opiewać na sumę dziesięciokrotnie niższą. Tak, około 80 000 euro, nie 800 000 euro.

LinkedInShare

Miesiąc mieszkania w muzeum – oferta z Chicago

Muzeum Nauki i Przemysłu – Museum of Science and Industry w Chicago po raz drugi ogłosiło konkurs na spędzenie miesiąca w muzeum!

Rok temu Kate McGroarty przez muzeum żyła w muzeum – 24 godziny na dobę – uczestniczyła w pracach wewnątrzmuzealnych, spotykała się ze zwiedzającymi i tak dalej. Jej blog, prowadzony w ciągu tego miesiąca, można poczytać i dowiedzieć się, co zwycięzca tegorocznego konkursu będzie robił.

„To live and breathe science” – to kwintesencja zadań na ten czas, po którego zakończeniu wyjdzie się z muzeum z technicznymi pamiątkami, wiedzą, bezcennymi wspomnieniami i czekiem na 10 000 USD.

Do dzieła! Ze strony muzeum trzeba ściągnąć kwestionariusz (podoba mi się, że na kwestionariuszu jest fotokod) do wypełnienia i odesłać go przed 22 lipca. Poza tym dokumentem należy napisać esej, uzasadniający w 500 słowach dlaczego chce się to zrobić, nakręcić 60-sekundowy film, w którym trzeba zaprezentować siebie, swoją kreatywność, potrzebę spędzenia tych dni w muzeum i co ma z tego wyniknąć dla instytucji i dla Ciebie oraz dlaczego to właśnie Ty jesteś osobą, którą muzeum ma wybrać.

Ankieta do wypełnienia jest zupełnie inaczej skonstruowana niż te ankiety, z którymi możemy mieć do czynienia w polskich muzeach, bez względu na to, o co chodzi. Żartobliwy ton, który przebija przez niemal wszystkie instrukcje, pojawia się już w informacjach wstępnych (przy omówieniu filmu autorzy opisu dają wskazówkę: eksperyment z mentosem w Coca-Coli widzieliśmy już tysiąc razy), ale później lekki ton dominuje nawet w poważnych pytaniach. Sama konstrukcja ankiety daje wiele do myślenia – mam na myśli przemieszanie różnych bloków i przechodzenie z jednego do drugiego właściwie bez zapowiedzi. Żart widać na przykład w tym miejscu:

Where do you fall in the spectrum: Strictly a word processor/email person … Somewhat savvy with digital and social media … Total whiz at anything with 1s and 0s?

Gdy jednak trzeba powiedzieć o sobie coś istotnego, pojawia się ton poważny:

Obviously, Month at the Museum is a very public process, involving the resources and audience of the worldwide Interwebs. Is there anything in your past or background that you would find embarrassing to have come to light?

Moją uwagę zwróciło także pytanie o to, czy kandydat prowadzi bloga, ma konto na twitterze, przygotowuje podcasty czy w ogóle jest zaangażowany i gdzie w media społeczne. W tej chwili jest już tak, że jeśli nie ma Cię w mediach społecznych – nie istniejesz, nie masz się czym pochwalić. Najlepszy list motywacyjny i porażające portfolio musi mieć fundament w ludziach, którzy mogą potwierdzić ich jakość, śledząc Cię na twitterze, czytając Twojego bloga, ściągając podcasty.

Pisałam „do dzieła”, ale ostrzegam wszystkich, którzy zanim dotarli do tych słów, zarezerwowali już bilet do Chicago, że oferta skierowana jest do tych, którzy mają prawo otrzymywać w USA wynagrodzenie za usługi, czyli turystyczna wiza uniemożliwia ubieganie się o tę fuchę.

Na koniec jedno pytanie z ankiety, które bardzo mi się podoba”

How would you describe your energy level? (Anywhere between couch potato to Boston Marathon runner.)

Zastanawiam się, jak to ładnie powiedzieć, pozostając w stylu narzuconym przez tych, którzy dokument przygotowali, że jestem biurkowo-komputerowym pająkiem i co to mówi o moim poziomie energii…

LinkedInShare

Ciuchy w muzeum, czyli The Fashion World of Jean-Paul Gaultier – wystawa w Montreal Museum of Fine Arts

Syreny, marynarze, muszle, gorsety, koturny, spirale na plecach, wąsy na głowie… Świat mody Jeana-Paula Gaultier kusi na czasowej wystawie niedawno otwartej w Montrealu, w Muzeum Sztuk Pięknych.

To nie wystawa wirtualna, a tylko internetowa wizytówka prawdziwej wystawy, ale jakże interesującej, jakże przyciągającej uwagę! Nie ma tu elementów interaktywnych, a nawet galeria zdjęć z wernisażu została przygotowana w taki sposób, żeby zwiedzającego zdenerwować (otwarte zdjęcie trzeba zamknąć, żeby otworzyć kolejne), a warto obejrzeć te zdjęcia, podpatrzyć, kto i co nosi na sobie!

Cieszy opis poszczególnych części wystawy – nie jest bardzo szczegółowy, ale tak napisany, że można sobie stworzyć wizję tego, co i jak zostało pokazane. I pójść na wystawę, zobaczyć, co kurator faktycznie przygotował. Szkoda, że w zakładce „Animated mannequins” nie można zobaczyć, o co tak naprawdę chodzi z tymi twarzami, techniką ożywiania twarzy manekinów, wymyśloną już ponad 15 lat temu.

Zainteresował mnie szczególnie program towarzyszący wystawie – pokazy filmów, które inspirowały twórcę, do których stworzył stroje, a także filmów dokumentalnych z jego udziałem. Kilka z tych filmów należy do moich ulubionych – Kucharz, złodziej, jego żona i jej kochanek, Miasteczko zaginionych dzieci, a na przykład takiego filmu, jak Falbalas, czyli Ludzie i manekiny, w ogóle nie znałam i z pewnością będę szukać! Niezwykłe są tematy wykładów; zamiast proponować „naukowe” opisy dzieła twórcy mody lub wpisywać je kulturoznawczo w kontekst światowej kultury planujący ten cykl dali np. możliwość zapoznania się ze światem piór w modzie i haftu. Na haft wybrałabym się sama…

Kto nie jedzie do Montrealu, może wybrać się do Dallas, San Francisco, Madrydu lub Amsterdamu – w Europie wystawa zjawi się w 2012 i 2013 roku. Czyli już po końcu świata.

Internetowa zapowiedź tradycyjnej wystawy jest ważna i należy ją zapamiętać; ta, być może, nie jest najlepszym wzorem, ale dzięki denerwującym drobiazgom i usterkom zapamiętamy ją lepiej, ucząc się, co trzeba zrobić, by wizytówka zachęcała do przyjścia na wystawę. W tym przypadku na Świat mody Jeana-Paula Gaultier przyjdą wszyscy, jakkolwiek by ta strona nie wyglądała. Jeszcze jedno, bilet normalny – 15 dolarów kanadyjskich.

LinkedInShare

Bruce Chatwin w słowach Janusza Majcherka („Zeszyty Literackie”)

Janusz Majcherek napisał bardzo luźny esej poświęcony Chatwinowi, który bezapelacyjnie jest jednym z moich najukochańszych pisarzy. Opublikowany został ten esej w ostatnim, tj. 114 numerze „Zeszytów Literackich”.

Bruce Chatwin, ekspert, a później dyrektor Sotheby’s, miał problemy ze wzrokiem – zalecono mu wyjazd do Afryki, dla odpoczynku. Szczęśliwe lata sześćdziesiąte, gdy prosperity panowało na całej planecie, a ekspertem u Sotheby’s mógł zostać człowiek bez piętnastu doktoratów… Chatwin wyjechał i nigdy już do Sotheby’s nie wrócił, za co jestem mu wdzięczna. Zaczął pisać – najpierw dla „Sunday Times Magazine”, a potem dla siebie. Pisał w moleskine’ach, notesach w czarną oprawę, notesach, w których nigdy – właśnie dlatego – nie będę pisać. Zbyt wielki to symbol dla mnie.

[Zdjęcie Chatwina zabrałam z witryny „Zeszytów Literackich”; proszę mi zabronić, jeśli nie mogę. Ogromnie mi się podoba… Ogromnie!]

Pisarstwo Chatwina to wzór stylu, takiego, jaki mnie pociąga. Osiągnął mistrzostwo w lapidarności, aforyczności, metaforyczności, poetyzacji narracji prozą. Jego twórczość to mieszanka fikcji i faktów – nie wiesz, nie jesteś w stanie oddzielić prawdy od nieprawdy, zmyślenia i wyobraźni Autora od tego, co „naprawdę się wydarzyło” i jak to „naprawdę jest”. To także opowieści drogi, twórczość reportera, ciekawego wszystkiego, podglądającego wszystkich, zaprzyjaźniającego się z każdym, a to dla nas, czytelników, byśmy mogli odczuć to, co poczuł nasz człowiek w drodze. Jeżeli mottem mojego życia jest to, że się przemieszczam, to jedynie dzięki Chatwinowi tak się stało, a przemieszczanie nie musi być fizyczne; niekoniecznie potrzebuję podróżować, by się przemieszczać. Poszukuję ciągle nowych inspiracji, nowych informacji, które dokładają odrobinę cementu lub cegłę wzmacniającą konstrukcję, jaką jestem. Przemieszczam się, bo myślę i szukam. Chatwin mnie tego nauczył.

Esej Janusza Majcherka ma w zamierzeniu naśladować zderzenie Chatwina ze światem filmu. Jest i strumieniem świadomości, i przemieszczaniem się (skakaniem po czasie i wydarzeniach). Szkoda tylko, że nie bardzo to wyszło i w ujęciu pana Majcherka temat rysuje się chaotycznie, niezrozumiale, niepewnie chwieje się na postumencie, jakie tworzą słowa autora eseju. Nawiasem mówiąc, posługuję się tym słowem, a wcale nie jestem do niego przekonana – w pierwszym zdaniu napisałam „bardzo luźny esej” i tak to widzę: próbka ledwo, szkic, szkicyk, bym nawet powiedziała.

Czepiam się, znowu. Być może, ale ktoś, kto z postacią Chatwina i z jego książkami nie miał do czynienia, ten nie sięgnie po nie; nie zachęcą go te swobodne uwagi, bardziej skoncentrowane na tym, by pokazać, jaki Chatwin był „inny”, a nie co dla nas zostawił i dlaczego jest ważne jego pisarstwo. Zgubiłam się w problemach towarzyszących ekranizacji poszczególnych książek Chatwina, już nie wiem, kto którą zrobił, choć wszystkie filmy widziałam, a książki czytałam. Nie rozumiem, czemu ma służyć wprowadzenie literackich inspiracji Chatwina, jeśli faktycznie nie o źródła jego pisarstwa chodzi – bo przecież literackie inspiracje Chatwina w niewielkim stopniu, jak udokumentował autor eseju, mają związek z ekranizacjami jego książek. Kolejne romanse tego pisarza są przedstawione tak, jakby z jednej strony pan Majcherek chciał bardzo o nich napisać, a z drugiej – trochę się wstydził, bo to romanse gejowskie, a ja się tylko pytam, czy naprawdę o to chodziło w związkach Chatwina z filmem?

Dwa przykłady na przedziwny chaos narracyjny panujący w całości:

Poznali się w 1969 roku w domu Cary’ego Welcha, kolekcjonera sztuki, zwłaszcza indyjskich miniatur, z którym Chatwina łączyła zażyła przyjaźń;

Zastanawiam się, jak do całego tekstu ma się informacja o „indyjskich miniaturach”, poza tym, że w domu tego kolekcjonera Chatwin poznał Jamesa Ivory’ego (nb. jego ekranizacje E.M. Forstera są obowiązkowe do obejrzenia, a sam Forster – do poczytania). Ciekawe, czy figurki owe indyjskie wpłynęły w szczególny sposób na tę znajomość, hihi, może były wyuzdane!

Podróżując po Francji, odwiedzili Stephena Spendera, a także jakichś bogatych angielskich gejów, którzy kupili całą wieś wraz z dekonsekrowanym kościołem.

Czy to jest świadectwo jakiegoś specjalnie rozpustnego życia, które Chatwin prowadził, ta wiadomość o „bogatych angielskich gejach”, bo – jak anegdotyczna strzelba Hitchcocka – nie eksploduje ten wtręt w dalszej części w żaden sposób – ta para na przykład nie sfinansowała ekranizacji którejś z książek.

Wystarczy tyle o Chatwinie wg Janusza Majcherka. Poczytajcie sami. Warto sięgnąć do tego numeru (tak sobie wyobrażam, bo jeszcze sama tego nie zrobiłam), bo zamieszczono w nim oryginalne teksty Chatwina i drugiego z moich kilku bogów literatury – W.G. Sebalda, podobnie niepokojącego, poruszającego każdy atom duszy mojej, słów pięknych i treści niezwykłych spragnionej, także tworzącego na granicy fikcji i świata realnego, świata przedmiotów i kwerend.

Zupełnie pomijam fakt, że w tym samym numerze jest też wspomnienie o Bohdanie Pocieju i szkic poświęcony Jerzemu Nowosielskiemu. Dla pamięci notuję.

LinkedInShare

Muzeum Porsche w Stuttgarcie – wirtualne oprowadzanie

Znowu samochody, tym razem zapierające dech w piersiach, czyli Porsche Museum w Stuttgarcie. To nie muzeum, ale film, dzięki któremu muzeum poznajemy. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że film nie został nakręcony na miejscu, w muzeum, ale jest efektem prac grafików komputerowych.

Piękna strona, niezwykle elegancka, ale takie przecież jest Porsche, czyż nie?

Tak, zdecydowanie, warto pamiętać o tym, że wirtualne muzeum potrzebuje także filmów, niekoniecznie nakręconych (choć tu akurat nie wiem), ale ruszające się obrazki zdecydowanie podkreślają wrażenie nierealności – a przecież trochę o to chodzi w wirtualnym muzeum. Zatem Muzeum Porsche i filmowy po nim spacer uczą nas tego, że film jest elementem niezbędnym.

PS Dlaczego wybrano narratora z akcentem tak charakterystycznym, może to szkocki?

LinkedInShare