Tag: Warszawa

Muzealny szok, czyli rozmowa telefoniczna z muzealnikami

Być może to przypadłość wiążąca się z wykonywaną przeze mnie pracą albo problem leży w mojej zbytniej dociekliwości, usiłowaniu zrobienia czegoś więcej, zachęcenia innych czy zmobilizowania siebie do działania lub skorzystania z ciekawej oferty. Tak, mam na myśli muzea. I tak, znowu rozmawiałam z muzealnikami – tym razem trzema.

Wszystko zaczęło się od tego, że wyszłam z pracy wcześniej, bo choć gdy wysiadła jedna faza to po pierwsze znalazłam się w tej nieszczęśliwej połowie pracowników, którzy siedzą na laptopach i mogą, po wyłączeniu prądu, pracować nadal na baterii, a po drugie ta akurat faza nie dotknęła internetu, ale jednak po chwili wysiadła również druga faza, odcinając mnie skutecznie od świata.

Podeszłam do szefa i powiedziałam stanowczo: „Idę do domu, bo nie ma internetu, a ja prezentację wykańczam w internecie”, „Musisz w internecie?” – zainteresował się szef (spoglądając w okolice szafy serwerowej), „Tak” – zaśmiałam się – „tak się jakoś przyzwyczaiłam”. „Rozwydrzona baba” – roześmiał się również szef – „ależ masz przyzwyczajenia!”, na co ja powiedziałam, kiwając głową: „Oto, co brak prądu robi z mężczyzn”. Pośmialiśmy się jeszcze chwilę, a potem spakowałam się, myśląc już o tym, że jutro będę w Warszawie.

Bo otóż jutro będę oglądać Warszawę po powstaniu warszawskim na aplikacji z rozszerzoną rzeczywistością przygotowanej na platformie Layar przez Muzeum Powstania Warszawskiego i agencję adv.pl. Rzecz w tym, że choć szukałam już kiedyś mapy z miejscami, które w tej aplikacji są prezentowane, to jej nie znalazłam, ani wtedy, ani dzisiaj. Co więcej, szukałam nie tylko ja (zawsze myślę, że skoro ja nie mogę czegoś znaleźć, to znaczy, że jestem  po prostu głupia, ale tym razem miałam partnera w tych „badaniach”, o którym, że głupi, nie powiem równie łatwo).

Klops się jednak pojawił, bo ani listy miejsc, ani mapy z zaznaczonymi miejscami z aplikacji nie było. Jakże więc zwiedzać? Gdzie zacząć? Jak się poruszać? – cała seria pytań, na końcu której pojawiło się odwieczne, jakże ludzkie „jak żyć?”. W odruchu rozpaczy postanowiłam zadzwonić do muzeum. Czyli zrobiłam to, co zawsze.

Ponieważ (jak pamiętacie może jeszcze) wróciłam do domu, bo w firmie nie było internetu, zaczęłam od wspomnień z Szanghaju, gdzie rok temu na śniadania dostawałam codziennie makaron na sosie sojowym. Wtedy wydawało mi się to dziwne, ale od pewnego czasu dość często spaghetti odgrzewam na sosie sojowym i spożywam z miseczki, pałeczkami. Wspominając Szanghaj, jedną ręką mieszałam spaghetti na patelni, na sosie sojowym (pomieszany jasny z ciemnym, ot, ekstrawagancja), a drugą pacałam po ekranie smartfona, w poszukiwaniu numeru do Muzeum Powstania Warszawskiego.

Informacja o spaghetti jest stosunkowo istotna. Przygrzewanie makaronu na patelni, na sosie sojowym, zabiera około 10 minut, może trochę więcej (konieczny mały ogień, inaczej się przypala). W tym czasie zdążyłam, operując jedną ręką znaleźć numer do Muzeum na smartfonie, ten numer (ciągle jedną ręką, bo drugą mieszałam – nawiasem mówiąc bambusową łyżką, jakoś mi ten materiał pasuje do makaronu na sosie sojowym) skopiować i zadzwonić, zakładając, że połączenie z człowiekiem uzyskam po długim oczekiwaniu.

Nieprawda. Byłam przekonana, że połączę się z automatem, który poinformuje mnie, że bilety w kasie lub rezerwacja, a godziny otwarcia w internecie i tak dalej.

Zdziwienie, które mnie ogarnęło, gdy minęło może 10 sekund od wybrania numeru, a ja usłyszałam miłe „Dzień dobry, Muzeum Powstania Warszawskiego, słucham” w telefonie, przeistoczyło się w prawdziwy szok, po tym co usłyszałam w odpowiedzi na moje zapytanie. W zadziwieniu moim zapytałam bowiem tym głosem, którym przymilam się do panów na stacjach benzynowych, żeby mi „zmienili spaloną lampkę w światełku z tyłu, bo przecież nie umiem i mam za długie paznokcie” (tu je chowam za plecy, bo mam krótkie zawsze), o „tę aplikację na telefony komórkowe, co państwo zrobiliście, a ja się wybieram do Warszawy, chciałam zwiedzić, ale nie wiem, gdzie zacząć, bo nie ma mapy, gdzie mogę mapę albo listę miejsc znaleźć?”. A ów szok pojawił się, bo miły głos odpowiedział: „Nie wiem, o czym pani mówi”.

„Pięknie” – pomyślałam, energiczniej mieszając makaron na patelni – „Muzeum produkuje aplikację mobilną, reklamuje ją w całej Polsce, a jak się zadzwoni, to pierwszy głos nie wie, o czym mówię”. Pani o miłym głosie (ach, to była pani, nie nadmieniłam) wytłumaczyłam, mówiąc już nieco normalniej, o co chodzi, że aplikacja, że Warszawa’44, że są reklamy w internecie, że chciałabym, a nie ma. Mieszałam, gdy pani poinformowała, że połączy z działem promocji, który z pewnością mi pomoże.

Pomogłaby mi, akurat wtedy, trzecia ręka, bo telefon, z którego rozmawiałam był na kablu (wiecznie rozładowany smartfon…), a mój makaron już dochodził i potrzebowałam go zdjąć z ognia i przełożyć do miski stojącej dość daleko, gdy czekałam na połączenie z działem promocji. Obawiając się najgorszego (połączenie z działem promocji uzyskam, gdy będę sięgała po miskę), zdecydowałam się na ten krok. Okazało się, że słusznie, bo na połączenie czekałam, czekałam, czekałam, miskę przestawiałam, czekałam, makaron przełożyłam, czekałam, czekałam, wzięłam do ręki pałeczki, czekałam, zaczęłam konsumować, czekałam, przypomniałam sobie, że gazu nie wyłączyłam, czekałam, konsumowałam, czekałam, konsumowałam, czekałam, konsumowałam, jest! Połączyło mnie z kolejnym głosem miłej pani, jakby młodszej.

Wyłuszczyłam jej sprawę (znowu jak infantylna debilka), że ja z Krakowa, że na wycieczkę, że planuje i nie mogę znaleźć, że aplikacja mobilna, że Warszawa’44. Pani hymknęła i powiedziała, że nie może mi pomóc, bo się nie zna, ale „połączy z osobą, która z pewnością będzie wiedziała o co chodzi”.

„Cudownie!” – pomyślałam, a głośno uprzejmie podziękowałam i powróciłam do tego, co było przed chwilą. Konsumpcja i czekanie. Po dłuższej chwili (makaron się skończył, wydłubywałam pałeczkami resztki z dna miseczki, usiłując zjeść coś z pustego jak mój kot, Tuskot) na zasłyszane lekkie westchnienie w telefonie zareagowałam błyskawicznie, rozpoczynając po raz trzeci (a właściwie czwarty, licząc dwukrotne tłumaczenie pierwszej pani) opowieść o aplikacji, o wycieczce z Krakowa, o Warszawie’44, ale miły głos mi przerwał, mówiąc „przepraszam, bo chyba pani do mnie wróciła”. „O, faktycznie, w natłoku miłych głosów, nie zwróciłam uwagi, że się nie zmienił” – nie, nie, tak nie powiedziałam, grzecznie przeprosiłam i powiedziałam, że będę czekać dalej na połączenie.

Czekałam. Makaron się skończył, więc oczekiwanie zaczęłam umilać przekładaniem garnków, głaskaniem kota, z telefonu na smyczy (wpiętego kablem do kontaktu) już dawno zrobiłam mobilny smartfon (jakie to proste! wystarczy wyjąć kabel z urządzenia i robi się ze smartfona zwykłego smartfon mobilny), więc przemieszczałam się też po mieszkaniu. I czekałam…

Nagroda przyszła. Trzeci miły głos zapytał, o co chodzi. Co powiedziałam? Wiadomo: aplikacja, wycieczka z Krakowa, chciałam zaplanować, a nie wiem, gdzie iść, skąd zacząć, skąd mam wiedzieć. „To o Layar pani chodzi?” – usłyszałam, a moje szczęście granic nie znało, niemal odkrzyczałam „Tak! Tak! Layar!”, a dusza mi śpiewała te słowa na nutę Ody do radości. „Trzeba sobie Layar ściągnąć na telefon” – nie wytrzymałam, przerwałam, że ja już mam, ale nic nie widzę, bo jestem w Krakowie, a nie w Warszawie. „To już właściwie wszystko” – powiedziała pani. „Ale jak to?” – oburzyłam się – „skąd mam wiedzieć gdzie zacząć, gdzie iść, gdzie to w Warszawie jest…”, a na usta cisnęło mi się „Co robić? Jak żyć?”. Pani się stropiła i w końcu powiedziała: „Większość miejsc jest w Centrum, to jest Śródmieście, a tylko kilka na obrzeżach Warszawy”. Byłam niecierpliwa, moja rola, którą przybrałam, jeszcze przygrzewając makaron, tego wymagała. Naciskałam: „Skąd mam wiedzieć, gdzie zacząć? Czy jest jakaś mapa zwiedzania? Jakaś trasa? Może lista adresów?”. Mogło się zrobić niemiło, ale…

„Mogę Pani przesłać listę punktów” – zabrzmiało w słuchawce, jak początkowy, arpeggiowy akord „Jowiszowej” Mozarta (to znaczy optymistycznie). „To jest taka lista?!” – wyraźnie poruszona, zaczęłam dopytywać – „a może i mapa?”. Mapy, okazało się, nie ma, ale „lista jest, nie została upubliczniona, tylko przesyłana dziennikarzom. Muszę jej poszukać, bo to było dawno”.

Dawno to pojęcie relatywne. Dla mnie dawno to w XIX wieku, dla muzealnika, okazuje się, dawno to w lipcu czy sierpniu tego roku, bo aplikacja Warszawa’44 została uruchomiona 8. sierpnia (to ten moment, gdy mogę wypomnieć, że miała być 1. sierpnia i się spóźnili z launchem?). Trudno. Dawno-niedawno, listę miejsc trzeba odszukać. Powiedziałam miłej pani numer 3 (wyraźnie najmłodszy głos z wszystkich), że to wielka szkoda, że tej listy nie ma w internecie. Reakcja przerosła moje oczekiwania: „To bardzo ciekawa sugestia”.

Myślę, że pani to powiedziała nie dlatego, że to jest naprawdę bardzo ciekawa sugestia, bo przecież id**ta domyśli się, że robiąc taką aplikację, trzeba ją wyposażyć w mapę wszystkich miejsc lub listę. Nie, nie. Ponieważ Muzeum Powstania Warszawskiego i agencja adv.pl (która zrobiła tę aplikację) takiej listy nie zrobiły, znaczy, że nie są id**tami. To ja jestem „ta głupia”, której trzeba powiedzieć coś miłego, coś na odczepnego, coś, czym można mnie połechtać i uspokoić zarazem. Lub coś takiego, co się mówi na wernisażu sztuki współczesnej, gdy naprawdę nie wiemy, co powiedzieć.

Tak właśnie myślę, bo pani miło zaproponowała mi następnie, że przyśle tę listę do mnie mailem. Podyktowałam maila. „Kiedy planowana jest ta wycieczka” „ spytała jeszcze. „Jutro” – odparłam z najmilszym uśmiechem, który można przesłać przez mobilnego smartfona. Zatroskana pani obiecała, że jeszcze dziś wyśle e-maila z listą.

By nie przedłużać oczekiwania, minęły dwie godziny: w Inboksie nic, w spamie nic, fajrant w muzeum już dawno ogłosili. Taaaak. „To bardzo ciekawa sugestia” było na odczepnego… Siedzę nad komputerem, trochę marznę (kot grzeje tylko te części mnie, do których i tak uzurpuje sobie prawa – moje kolana), makaron na sosie sojowym już dawno stał się wspomnieniem i nie łudzę się, że rozmowy telefoniczne z muzealnikami do czegokolwiek prowadzą.

Podsumowanie tekstu, którego i tak nikt nie przeczytał.

1. Jestem pod wrażeniem umiejętności przełączania rozmówcy do kolejnego pracownika, którą w praktyce mi zademonstrowały dwie osoby z Muzeum Powstania Warszawskiego (ja, pracując w muzeum, tak nie umiałam).
2. W Polsce, jak zawsze, okazało się, że fajne rzeczy robimy tylko do połowy, czyli fajne ma być dla nas, którzy robią: aplikacja jest fajna, ale już sposób jej wykorzystania przez użytkowników – obojętny.
3. Makaron odgrzewany na sosie sojowym polecam gorąco wszystkim. Czas odgrzewania – oczekiwanie na pierwsze przełączenie w Muzeum Powstania Warszawskiego.
4. Wyobrażacie sobie, jaki ubaw muszą mieć pracownicy Muzeum Powstania Warszawskiego, w związku z telefonem jakiejś idiotki z Krakowa? Co najmniej taki sam, jak ja teraz, pisząc o tym wszystkim, buhahahaha!

Wniosków więcej nie mam ciekawych, bo przecież nie będę pisać o moim zdziwieniu, że dopiero trzecia osoba w instytucji potrafi udzielić informacji o dużej ciekawostce firmowanej przez tę instytucję, reklamowanej w mediach ogólnopolskich, a pierwsza z osób w ogóle nie wie, o czym do niej rozmawiam. Ech…

 

PS Jeśli się zdarzy, że e-mail z Muzeum nadejdzie jutro, to będę w tym samym miejscu odszczekiwać wszystkie kalumnie!

Screen Shot 2015-06-28 at 13.13.15

LinkedInShare

Muzeum Kolejnictwa i problemy z PKP Nieruchomości. Mała sprawa (?) – duży post

W ostatnich dniach w kilku miejscach czytałam o grożącej Muzeum Kolejnictwa w Warszawie eksmisji. Doniósł o tym m.in. TVN Warszawa i Wiadomości 24.

W skrócie chodzi o to, że PKP Nieruchomości złożyło wniosek w sądzie o wydanie nieruchomości, w której mieści się Muzeum Kolejnictwa. Nieruchomość w 1995 roku w wieczyste użytkowanie przekazał PKP (PKP czy PKP Nieruchomości?) wojewoda mazowiecki, a Muzeum stara się o unieważnienie tej decyzji (od stycznia 2010 roku – wtedy złożono taki wniosek w Ministerstwie Infrastruktury, w którego gestii jest rozpatrzenie tego wniosku -, choć umowa na użyczenie tego tereniu wygasła w sierpniu 2009 roku). Do tej pory nie udało się ani rozpatrzyć wniosku, ani dojść do tego, kto ma i jakie prawa do nieruchomości, ani też wypracować kompromisu między Muzeum a PKP Nieruchomości (np. przeprowadzka do innej, proponowanej przez PKP Nieruchomości, lokalizacji; muzeum „nie dopuszcza myśli o eksmisji” – jak podał TVN Warszawa w internetowym serwisie, podobnie wicemarszałek województwa, Marcin Kierwiński z PO). Dokładnie te same słowa i te same informacje trafiły do Wiadomości 24.

Co będzie z Muzeum Kolejnictwa? Trochę dziwi niefrasobliwość, z jaką publicznie wypowiada się na temat przyszłości sporu dyrektor Muzeum, Ferdynand Ruszczyc:

To będzie proces na lata – mówi spokojnie Ferdynand Ruszczyc, dyrektor muzeum. – Skierowaliśmy do sądu wniosek o zawieszenie postępowania do czasu rozstrzygnięcia sprawy przez ministra infrastruktury – dodaje dyrektor.

Nawet jeśli znamy problemy opieszałości sądów w Polsce, nawet jeśli wiemy, że sprawy ciągną się latami, to publiczne mówienie tego, a – jak wynika ze słów dyrektora – przyjęcie strategii „na przeczekanie”, trochę dziwi. Z drugiej strony zastanawiam się, co dyrektor mógłby innego zaproponować, jaką rzeczywiście strategię mógłby przyjąć i o czym powiedzieć publicznie?

Słowa, przynajmniej te, które trafiły do przekazu publicznego, świadczą przeciwko Muzeum. Pojawia się pytanie, dlaczego Muzeum dopiero w 2010 roku złożyło wniosek o rozpatrzenie problemu własności czy też użytkowania nieruchomości, w której ma siedzibę, choć umowa z PKP (PKP czy PKP Nieruchomości? – pytam, bo pewnie z innym podmiotem Muzeum podpisywało umowę, a z innym ma teraz do czynienia) wygasła już w sierpniu 2009 roku. Czy nie jest to drobne niedopatrzenie? Także słowa dyrektora przytoczone i skomentowane wcześniej świadczą przeciwko Muzeum – brak pomysłu na rozwiązanie problemu, strategia „na przeczekanie”, wszystko to daje fory adwersarzom, w tym przypadku PKP Nieruchomości, które skarży się na brak chęci do rozmów po stronie Muzeum.

Nie trzeba wielkich zdolności analitycznych, by uznać, że doniesienia medialne w tym temacie nie sprzyjają Muzeum, stawianemu w niezbyt korzystnym świetle. Audiatur et altera pars, popatrzmy, co Muzeum Kolejnictwa ma do powiedzenia w tej sprawie. Wklejam w całości oświadczenie Muzeum, bo posłuży do dalszych rozważań nad tematem – niby błahym, a jednak sensacyjnym w jakiś sposób, przynajmniej w nudnym, wydawałoby się, muzealnym świecie.

Muzeum ZAGROŻONE / problemy z PKP Nieruchomości

Polskie Koleje Państwowe S.A. wystąpiły do Sądu Okręgowego w Warszawie z pozwem przeciwko Muzeum Kolejnictwa o wydanie nieruchomości i budynków Dworca Głównego oraz nakazanie opuszczenia tychże przez Muzeum Kolejnictwa w terminie 7 dni od dnia uprawomocnienia się wyroku w tej sprawie.

Muzeum Kolejnictwa nie zgadza się na powyższe i złożyło odpowiedź na pozew, podnosząc m.in. , że PKP S.A. zlekceważyło fakt , że w chwili obecnej przed Ministrem Infrastruktury, toczy się postępowanie z wniosku Marszałka Województwa Mazowieckiego o stwierdzenie nieważności decyzji Wojewody Warszawskiego stwierdzającej nabycie przez PP „Polskie Koleje Państwowe” prawa użytkowania wieczystego spornego gruntu , który stanowi własność Skarbu Państwa.

Podobnie ma się problem wpisania budynku Dworca Głównego do rejestru zabytków. Postępowanie w tej sprawie trwa.

PKP S.A. ignoruje też fakt, że jest sygnatariuszem porozumień z Marszałkiem Województwa Mazowieckiego, których celem było zabezpieczenie Muzeum Kolejnictwa będącego muzeum rejestrowym, przed sytuacją, pozostania bez siedziby i miejsca, na którym mogłyby być eksponowane i przechowywane bezcenne zbiory muzealne. W porozumieniu zawartym przez PKP S.A. oraz Marszałka Województwa Mazowieckiego (będącym organem założycielskim Muzeum) w 2008 r. uzgodniono, że opuszczenie przez Muzeum obecnej lokalizacji przy ul. Towarowej 1 uzależnione jest od zapewnienia Muzeum nowej lokalizacji. Powyższe zapewnienia pozwoliły Muzeum na dokonanie szeregu nakładów o znacznej wartości, zarówno na odbudowę infrastruktury Muzeum jak też na renowacje i konserwacje bezcennych zabytków. Do dzisiaj nie ma jednak jednoznacznych decyzji w tej sprawie.

Złożenie w tej sytuacji przez PKP S.A. oświadczenia o natychmiastowym wypowiedzeniu umowy użyczenia z dnia 6 grudnia 1996 roku oraz nakazanie Muzeum wyprowadzenie eksponatów w ciągu zaledwie miesiąca, a następnie złożenie pozwu do sądu pozostaje w jawnej sprzeczności z zasadami współżycia społecznego.

PKP S.A. doskonale sobie zdaje sprawę, że ze względu na liczbę eksponatów, ich gabaryty (parowozy, lokomotywy), brak zamiennego miejsca do którego mogłyby one zostać przeniesione, konieczność załatwienia szeregu czynności formalnoprawnych, w celu uzyskania zgodny na zmianę lokalizacji zabytku, konieczność uzgodnienia i zapewnienia transportu taboru, ogromne koszty związane z transportem takich eksponatów – zachowanie przez Muzeum terminu opuszczenia dotychczasowej siedziby zawsze pozostanie nierealne.

Oczywiście nie bez znaczenia dla oceny postępowania PKP S.A. są następujące fakty:
a/ Muzeum Kolejnictwa w Warszawie powstało i długo funkcjonowało w strukturach Grupy PKP, a obecnie jako samorządowa instytucja kultury, prowadzi działalność mająca na celu zachowanie spuścizny po kolejnictwie w ogóle,
b/wypowiedzenie zostało dokonane bez jakichkolwiek konsultacji w tym zakresie z organem założycielskim Muzeum tj. Marszałkiem Województwa Mazowieckiego, szczególnie w kontekście zawartego przez PKP S.A. i Marszałka porozumienia z dnia 16 października 2008 roku.

Obecna sytuacja, w jakiej znalazło się Muzeum, paradoksalnie jest dla jego Dyrektora bodźcem do działania, który szuka pomysłu na ocalenie placówki w dotychczasowej lokalizacji. Jednym z takich pomysłów jest stworzenie na terenie zajmowanym przez Muzeum przestrzeni wystawienniczo-komercyjnej. Dobrym przykładem takiego rozwiązania jest Warszawa Wileńska – centrum handlowe, a obok czynny dworzec. Tu zamiast dworca byłoby czynne muzeum. Muzeum ma już takie projektowe propozycje, można je obejrzeć na stronie internetowej ww.muzkol.pl.

Budujący jest fakt, że przestrzeń muzealna stała się też inspiracją dla młodych architektów. Na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej powstała praca pt. „Koncepcja zagospodarowania rejonu dawnego Dworca Warszawa Główna jako przykład rewitalizacji zdegradowanych terenów pokolejowych”.

Choć PKP S.A. ma inne plany (dziwne, niezrozumiałe, idące w kierunku zniszczenia własnego dziedzictwa) Muzeum istnieje i aktywnie działa. Tylko w Nocy Muzeów 2011 Muzeum Kolejnictwa odwiedziło 8 303 osoby, z nowej propozycji – muzealnych lekcji edukacyjnych skorzystało już ok. 2.500 uczestników , a podczas V Dni Techniki Kolejowej , które były prawdziwym świętem rodzinnym, Muzeum gościło blisko 1.500 dzieci z rodzicami. Dynamiczny rozwój Muzeum , szczególnie po 2009 roku, napawa optymizmem. Rok 2011 to dla Muzeum Kolejnictwa rok jubileuszy: 80-lecia powstania Muzeum Kolejnictwa w Warszawie oraz 25. rocznica utworzenia jego Oddziału Muzeum Kolei Wąskotorowej w Sochaczewie. Patronat nad ich obchodami objęli Minister Infrastruktury Pan Cezary Grabarczyk, Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Pan Bogdan Zdrojewski oraz Marszałek Województwa Mazowieckiego Pan Adam Struzik. Może PKP S.A do nich dołączy i wycofa się z pomysłu likwidacji tej tak ważnej dla kultury narodowej i samego kolejnictwa placówki muzealnej ?

Czego dowiadujemy się z oficjalnego oświadcznia Muzeum w tej sprawie:

1. Umowa użyczenia między PKP S.A. a Muzeum Kolejnictwa datuje się na 6 grudnia 1996 roku .

2. Sygnatariuszami porozumień dotyczących siedziby Muzeum było PKP S.A., zainteresowane Muzeum i Marszałek Województwa Mazowieckiego (organ założycielski), a celem tych porozumień było zabezpieczenie siedziby Muzeum.

3. Na podstawie tych porozumień Muzeum poczyniło znaczne nakłady „na odbudowę infrastruktury Muzeum”.

4. PKP S.A. wysunęło żądanie wyprowadzenia się Muzeum w ciągu miesiąca, co „pozostaje w jawnej sprzeczności z zasadami współżycia społecznego”.

5. Wypowiedzenie nie konsultowano z organem założycielskim Muzeum – Marszałkiem Województwa Mazowieckiego.

6. Powstaje projekt zagospodarowania przestrzeni zajmowanej cały czas przez muzeum, gdyż  „paradoksalnie” sytuacja ta jest „bodźcem do działania”.

7. Powstają prace urbanistyczne poświęcone rewitalizacji obszaru dawnego dworca Warszawa Główna.

8. PKP S.A. ma plany „dziwne, niezrozumiałe, idące w kierunku zniszczenia własnego dziedzictwa”.

9. Muzeum Kolejnictwa aktywnie działa, ma osiągnięcia, o czym świadczy podana frekwencja, liczba lekcji muzealnych, zaangażowanie polityków.

To fakty, a teraz moja interpretacja (jestem krytyczna, jestem nawet bardzo krytyczna…):

Uwaga ogólna: nie mamy pojęcia, z którą spółką w Grupie PKP mamy do czynienia: PKP S.A., PKP Nieruchomości? Proste „PKP” w doniesieniach jest redukcją, która może sprowadzić na manowce tych, którzy poświęcą parę minut na zastanowienie się nad problemem. Samo Muzeum w oficjalnym dokumencie opublikowanym w internecie pisze o problemach z PKP Nieruchomości, a w dokumencie posługuje się odniesieniem do PKP S.A.

ad 1. Wierzę Muzeum, że Umowa użyczenia jest tak datowana; w doniesieniach medialnych była mowa o roku 1995. Muzeum zyskuje na wiarygodności, bo podaje konkretną datę w oficjalnym oświadczeniu

ad 2. Zabezpieczenie siedziby Muzeum nie znaczy pozostawienie Muzeum w tym samym miejscu. Jeżeli, zgodnie z doniesieniami medialnymi, PKP proponowało inne lokalizacje dla Muzeum, to może trzeba było je rozważyć? Oczywiście, Dworzec Główny w Warszawie to miejsce wymarzone na muzeum…

ad 3. Nigdy, w żadnych sporach o nieruchomości czy grunty, nakłady najemcy nie są brane pod uwagę, o ile nie zapisano tego inaczej w umowie. Rzadko kiedy właściciel zgadza się na to, by refundować koszta remontów czy dodatkowych usprawnień ponoszonych przez najemcę. Nie wiemy w tym przypadku, co zapisano w umowie czy też porozumieniu (czy, btw, to jest to samo?).

ad 4. Wysunięcie takie żądania jest skazane na niemożność wprowadzenia go w życie. Proszę wskazać instytucję, która będzie w stanie wyprowadzić się w ciągu miesiąca…Czy jest to naruszenie zasad współżycia społecznego? Trudno oceniać takie sformułowanie; raczej upierałabym się przy niewykonalności takiego żądania.

ad 5. Czy wypowiedzenie powinno być w tej sytuacji konsultowane z organem założycielskim? Dobre pytanie, chciałabym to wiedzieć.

ad 6. Muzeum się pogrąża: to znaczy, że plan działań powstaje ad hoc, w sytuacji zagrożenia. Swoją drogą cały ten akapit jest trudny do zrozumienia, o co faktycznie chodzi – Muzeum powołuje się na centrum handlowe Warszawa Wileńska i tworzy analogię: Muzem – Dworzec Wileński oraz centrum handlowe – ??? Właśnie, co? Także centrum handlowe, które miałoby tam powstać, przy Muzeum, na spornym terenie należącym do PKP? Przyznaję, że jest to trochę fruwanie w obłokach, jaki inwestor zdecydowałby się na stworzenie w tym miejscu centrum handlowego, choć działka, niewątpliwie, jest atrakcyjna. Mam niejasne przeczucie, że chodzi o pokazanie, że Muzeum też ma świetne plany dotyczące tego terenu, w kontekście zagospodarowania przestrzennego miasta w ogóle.

ad 7. Prace urbanistyczne są pracami teoretycznymi. Wspaniale się nimi zachwycać i na nie powoływać, ale (ubolewam nad tym) rzadko zgadzają się z realiami życia i jeszcze rzadziej wprowadzane są w życie. Niestety… Choć tu punkt dla Muzeum, że się na nie powołuje.

ad 8. Bardzo mocne stwierdzenie, tym silniejsze, że można je zestawić z żalami PKP na brak chęci Muzeum do rozmów. To jest jednak typowa argumentacja stosowana w jakichkolwiek dyskusjach: pokazanie, że nasz przeciwnik jest „zły”. PKP powinno dbać o takie muzeum, jak Muzeum Kolejnictwa, ale można to w inny sposób, elegantszy, sformułować.

ad 9. Powołanie się na aktywność Muzeum to wspaniała rzecz i zdecydowanie – tu punkt dla Muzeum.

Podsumowując to oświadczenie, jest ono takie sobie; nie będę liczyć punktów, nie będę zestawiać faktów, tym bardziej, że nie wiem wszystkiego. Skupiłam się na słowach i podanych konkretach lub ich braku. Szkoda, że to oświadczenie wygląda tak, jak wygląda. Po raz kolejny przekonuję się, że rola redaktora (tak tak…) w tworzeniu różnego rodzaju pism jest nie do przecenienia.

Szkoda, jak napisałam, bo stoję całym sercem po stronie Muzeum.

Dostrzegam tu jeszcze jeden drobiazg, może się czepiam, może zasłużę na sąd. Otóż dyrektorem Muzeum Kolejnictwa jest pan Ferdynand Ruszczyc, czyli były dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie. Zupełnie nie będę się odnosić do sprawy jego odwołania z tej instytucji (choć potem Muzeum Narodowe wkroczyło na ścieżkę krętą i ciemną), raczej chcę zwrócić uwagę na problem dyrektorstwa. Jak już ktoś zostanie dyrektorem, to nim musi być. Najlepiej dożywotnio. W jednej instytucji – to jasne, ale jeśli się w jednej nie da – to w kilku. Wybór wprawdzie przebiega inaczej, ale to niemal jak papież: raz zostaniesz, nigdy Cię nie zdejmą, a w przypadkach wyjątkowych będą przedłużać, choć wiek emerytalny dawno osiągnięty.

Nie mam nic przeciwko emerytom, ale instytucja, by żyć, by zmieniać się, potrzebuje nowych impulsów, dlatego kadencyjność (po pierwsze) i ograniczenie liczby kadencji (po drugie), respektowanie wieku emerytalnego (po trzecie) są tak ważne i liczę na to, że w dyskusji, która toczy się w tej chwili na temat nowych regulacji w zakresie kultury ten problem zostanie rozwiązany. Kadencyjność (i ograniczenie ich liczby) nie tylko spowoduje, że ruch w kulturze będzie większy, ale również zweryfikuje „zawodowych dyrektorów”. Dla ludzkiej psyche niewątpliwie trudne jest przyjęcie nieraz do wiadomości, że się już nie awansuje, ale będzie się zdegradowanym, może jednak warto czasem pomyśleć o tym, czym tak łatwo szermujemy? Dobro instytucji.

Nie piję bezpośrednio (ani pośrednio!) do dyrektora Muzeum Kolejnictwa – ot tak, temat, który mnie męczy przyszedł mi do głowy a propos. Nie oceniam i nie rzucam podejrzeń. Zastanawiam się. I bardzo mocno ściskam kciuki za Muzeum Kolejnictwa – oby rozwijało się prężnie w tym miejscu czy w jakimkolwiek innym, a jeśli gdzie indziej, to niech przejdzie przez przeciwieństwa losu bez kłopotów.

PS Załączam screen shoty, gdyby przypadkiem wiadomości zniknęły z TVN Warszawa i Wiadomości 24. Przedawnienie wszędzie skutkuje!

Komentarz, cz. 4

Komentarz, cz. 4

Komentarz, cz. 1

Komentarz, cz. 1

Komentarz, cz. 1

Komentarz, cz. 2

Komentarz, cz. 3

Komentarz, cz. 3

LinkedInShare