Jaką mamy pamięć, my, Polacy 2011? Gorącą, zimną, krótką czy długą? Otóż mamy pamięć przede wszystkim polityczną.
Pamięć w socjologii czy w historiografii bada się w rozmaity sposób, różnie też się ją definiuje. Często przeciwstawia się jedną pamięć drugiej, gdyż – jak się słusznie wychodzi z założenia – pamięć najlepiej ukazać w ujęciu komparatystycznym. Mówi się więc we wnioskach o „długiej pamięci Irlandczyków”, „krótkiej pamięci Anglików”; i „gorącej pamięci Wandejczyków”… O Polakach też się pisze jako o przedstawicielach społeczeństwa pamiętających „gorąco”. A mnie się wydaje, że my, Polacy, pamiętamy nie tyle gorąco, co funkcjonalnie, instrumentalnie i – najważniejsza cecha – politycznie.
Co to w ogóle znaczy „pamiętać”? Nie jest to to samo, co „wiedzieć” lub „być świadomym”. Pamiętanie niesie ze sobą ogromną część nieświadomą – nie zawsze „wiemy”, co pamiętamy i, co więcej, dlaczego. Niekiedy coś nam się „przypomina”, bo… tu pada konkretny powód przypomnienia „sobie”, czyli nieświadomej czynności, która zaszła w umyśle, której nie stymulowaliśmy, której nie spodziewaliśmy się nawet. Pamięć bowiem tak działa, że przypominamy sobie „coś” za pośrednictwem „czegoś” – paradoksalnie łatwiej zapamiętamy i przypomnimy sobie następnie dwie rzeczy niz jedną. Prosty mechanizm pamięci. Zatem owo „wspomnienie” można wywołać także świadomie. Istotne są jednakże te połączenia, czyli katalizatory wspomnień i same wspomnienia. Dają – jeśli zanalizowane – ciekawe informacje na temat tego, jaka pamięć badana jest, jakie są jej najważniejsze cechy.
Wisława Szymborska, poetka-noblistka – bo do niej zmierzam w krótkich słowach o pamięci – otrzymuje dziś, 17 stycznia 2011, Order Orła Białego, najwyższej państwowe odznaczenie w Polsce. Wręcze je Prezydent RP. To wszystko ważne „detale”, bo każdy z nich jest w rozmaitych debatach dyskredytowany i rangę każdego z nich usiłuje się obniżać.
Po pierwsze „marna” z niej poetka. Po drugie, co to ten Nobel, przecież to „lewackie”, przecież to „polityczne” i „tyle razy już się pomylili” (w domyśle na przykład: „kto dziś czyta Sully’ego Prudhomme’a…”) i tak dalej. Po trzecie co to za data, 17 stycznia, to wkroczenie Armii Czerwonej do Warszawy (tak, nie wyzwolenie, ale wkroczenie – tu możemy dyskutować i pewnie nawet wypracujemy kompromis), wreszcie Order Orła Białego („komu go już nie dali!”) i na końcu Prezydent RP („to nie mój prezydent”, „marny prezydent”). To bardzo subiektywny przegląd opinii znalezionych dziś i w poprzednich dniach w różnych miejscach. Jego słabość polega na tym, że do większości z nich nie podam w przypisie źródła, bo nawet jeśli mogę to zrobić, to nie chcę.
Co ma pamięć do Wisławy Szymborskiej? No niby nic… Ale, w poprzednim akapicie nie wykazałam największego problemu, jaki się pojawia w kontekście tego odznaczenia. Przypomina się nam wszystkim, że poetka owa napisała niegdyś tren czy też elegię na śmierć Józefa Stalina. Nie zamierzam umniejszać znaczenia tego utworu, poza tym – sama sobie winna, że napisała. Podobnie jak publiczne lamentacje w prasie Haliny Czerny-Stefańskiej po śmierci „Wodza”, o których też jakoś nikt nie pamięta, podobnie jak peany poświęcone „Stalinogrodowi”, a złożone przez Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, spadają te wiersze na sumienie ich Autorki. Ona (pozostała wspomniania dwójka innych twórców i wielu innych) będą z tego rozliczani lub też już byli.
Mnie przychodzą dwie refleksje związane z dzisiejszą uroczystością na Wawelu (gdzie odbędzie się wręczenie Odznaczenia).
Po pierwsze, zastanawiam się nad pamięcią Polaków, o której już napisałam, że jest polityczna. Jest ta pamięć polska także „gorąca” (a nawet „kipiąca”) i „długa”, co uzasadnić, oczywiście, mogę, ale nie miejsce tu na dowodzenie. A polityczna dlatego, że instrumentalizuje się pamięć Polaków, w niemiłosierny sposób chlastając przeszłością na prawo i lewo. Gdy Jaromir Nohavica przyznał się, że był przez lata całe współpracownikiem czechosłowackiej służby bezpieczeństwa, w Czechach na moment pojawiło się wzburzenie, ale nie była to konsternacja na wzór Polski, nie nastąpiło gremialne odstąpienie od propagowania jego twórczości i nie rozpoczęto nagonki na Nohavicę, jako agenta, oszusta, „marnego twórcę” itd.
Pewnie, że to nie jest przypadek analogiczny. Tylko dlaczego Wisławę Szymborską, faktycznie pragnąć potępić jej niegdyś polityczne zachowanie, usiłuje się opluć (tak, to słowo, świadomie tak mocne) jako poetkę? Dlaczego jej zachowanie polityczne ma świadczyć o jej wartości jako poetki? Taki Majakowski choćby – złej sprawie służył, a jednak był artystą wybitnym. Podobnie Leni Riefenstahl, by posłużyć się przykładem sztandarowym. Oceniajmy ich postawę, kręgosłup moralny, podatność na wpływy i również wychowanie, środowisko, z jakiego się wywodzili, ale nie wartościujmy ich twórczości!
Zatem należy Wisławie Szymborskiej wypomnieć jej polityczne wiersze z przeszłości i dzięki nim zakwestionować jej wartość jako poetki. Pamiętamy tylko to, co polityczne, nie pamiętamy tego, co niesie wartość wyższą niż polityka. Tak rozumując, Czesi powinni byli odrzucić J. Nohavicę, Polacy – K.I. Gałczyńskiego i H. Czerny-Stefańską. Podobnie jak kwestionuje się możliwość oglądania filmów, których autorką jest Leni Riefenstahl.
Nie pamięta się – albo lepiej: nie wspomina się – o jednym drobnym fakcie. Otóż dla Wisławy Szymborskiej te wiersze stalinowskie to drobny epizod w niezwykle bogatej twórczości (może nie liczebnie, ale jakościowo…), tak samo zresztą jak dla Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Halina Czerny-Stefańska pozostanie w naszej pamięci jako fenomenalna interpretatorka dzieł Chopina i innych kompozytorów, mało kto pamięta i będzie jej wypominał „romans” z Generalissimusem, bo zapisała się w annałach polskiej kultury jako muzyczka, nie jako artystka posługująca się słowem. Majakowski miał tego pecha, że zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach, gdy faktycznie odchodził od opiewania rewolucji i jej twórców. Jego talent poszedł na usługi bolszewików. Leni Riefenstahl to przypadek jednak nieco inny, gdyż ona, choć przeszła proces denazyfikacji i odbyła swoją „pokutę”, nigdy – jak można podejrzewać – nie schłodziła swojego stosunku do narodowego socjalizmu.
Konkludując pierwszą refleksję, pamięć polska jest dla mnie polityczna, gdyż o cokolwiek by nie chodziło, zawsze się do polityki da sprowadzić. Nieśmiertelny „Słoń a sprawa polska” powraca i straszy, tym razem Wisławę Szymborską, która staje się w pamięci polskiej „parą” dla „Stalina”…
Napisałam jeszcze, że L. Riefenstahl przeszła zadaną jej „pokutę”. Nazwałam to w ten sposób, bo – i tu przechodzę do drugiej refleksji – zastanawiam się nad chrześcijańskim miłosierdziem w tym kontekście, a przychodzi mi na myśl jeszcze przypowieść o synu marnotrawnym. „Kto jest bez winy…” – tak? Opluwamy – excusez le mot! – poetkę, a czy mamy do tego moralne prawo? (pozwalam sobie na drobny zabieg retoryczny, pozwalam sobie napisać to w 2. os. pluralis, jakbym to i jak poetkę opluwała; otóż nie). Czy – następna sprawa – poetka do dzisiaj pisze bałwochwalcze rymy na cześć towarzysza Stalina? Nie, czyli domniemywać można, że jej przeszła ta miłość. Może nawet (tu miłosierdzie chrześcijańskie powinno się uruchomić, przynajmniej w moim naiwnym mniemaniu) żałuje tego, co napisała? Wreszcie, który ojciec nie przyjmie dziecka powracającego do domu jak niegdyś marnotrawny syn. (wiem, tu tkwi słabość moich rozważań: czy aby Szymborska, poetka, powróciła do domu, musimy być czujni i nieufni, może nas oszukuje…).
Konkludując drugą moją refleksję, nie potrafię zrozumieć, dlaczego tak bardzo musimy wypominać sobie nawzajem błędy polityczne i, szermując tradycjami polskimi, w tym katolicyzmem, odmawiać drugiemu człowiekowi prawa do zmiany poglądów… W konsekwencji – tu nawrót do refleksji nr 1 – odmawiamy mu również prawa do wartości jego produkcji, czyli, w tym przypadku, wartości poezji, bo to sprawa polityczna…
I tyle na dzisiaj w temacie, który mnie trochę zdenerwował, a trochę kazał myśleć o tym, czym pamięć jest, co mnie parę lat temu zajmowało bardzo, a może nawet najbardziej…
Dodaj komentarz